Liczba koni mechanicznych, niutonometrów, przyspieszenie do przysłowiowej „setki” czy pojemność silnika – to właśnie tymi wartościami auto najczęściej robi wrażenie. Patrząc na dzisiejsze, światowe trendy (dotyczące nie tylko motoryzacji) nasze oko przykuwa nierzadko także cyferka odpowiedzialna za zużywane paliwo.
Nabieranie prędkości to jednak zaledwie połowa sukcesu. Równie ważne – a być może wręcz ważniejsze – jest to, by prędkość móc odpowiednio szybko wytracić. Hamulce są więc (a na pewno być powinny) priorytetem odpowiedzialnego kierowcy. W dzisiejszych czasach nawet rowery wyposażone są w rozwiązania, których elementem centralnym są tarcze hamulcowe.
Od kiedy korzystamy z tarcz?
Na szerszą skalę, układy tego typu zaczęły pojawiać się w 1955 roku. Jednakże, pionierem w tej kwestii była legendarna marka Jaguar – już trzy lata wcześniej w tarcze hamulcowe wyposażono model C-Type, czyli absolutną ikonę ówczesnych sportów motorowych.
Wcześniej korzystano głównie z układów bębnowych. Dziś spotkać je możemy w zasadzie jedynie w starszych autach.
Najwięksi wrogowie Twoich hamulców
Ostre hamowanie z dużej prędkości nie przedłuży życia tarczom zamontowanym w samochodzie. Jest to kwestia dość oczywista i logiczna. Mniej oczywistym wydaje się fakt, że hamulce cierpią nie tylko z powodu zbyt intensywnego użytkowania. Nie korzystanie z nich również może być szkodliwe. Pozostawione same sobie rdzewieją. A do tego, iż rdza nie jest przyjacielem żadnej części pojazdu przekonywać nie trzeba chyba nikogo.
Co więcej, do nie do końca naturalnego zużycia tarcz i klocków przyczynia się także sól sypana zimą na drogi. Oczywiście, podróż do pracy i powrót z niej nie sprawi, iż naszym kolejnym przystankiem zostanie warsztat. Niemniej jednak, regularna, częsta jazda w takich warunkach sprawi, że wydatki pojawią się szybciej niż tego oczekiwaliśmy.
Bezpieczeństwo jest bezcenne, ale kosztuje
Konieczność wymiany tarcz hamulcowych na pewno nie zostanie przyjęta z uśmiechem na ustach. Po pierwsze, koszt jednej tarczy, w zależności od auta wynieść może od kilkuset złotych do nawet czterocyfrowej kwoty, jeśli mówimy o samochodzie z zacięciem sportowym. A po drugie, tarcze hamlcowe wymienia się parami, więc koszt rośnie podwójnie. Ponadto, do nowych tarcz nie zakładamy używanych klocków. Do rachunku możemy doliczyć sobie więc kolejną pozycję.
W tunelu świeci się jednak pewne światełko. Elementy, które nie spełniają należycie swojej roli nie muszą natychmiast lądować na śmietniku. Dobrym pomysłem może być poddanie ich regeneracji. Jeżeli nie są one poważnie uszkodzone (np. zauważalne pęknięcia czy deformacja) to zeszlifowanie górnej warstwy tarczy hamulcowej może przedłużyć jej żywot. Oczywiście, nie będzie ona tak trwała jak prosto z salonu, natomiast koszt takiego zabiegu jest znacznie niższy niż kupno nowej części.
Wymieniać? Czy nie wymieniać?
Przy każdym zdjęciu koła powinniśmy choć powierzchownie ocenić stan układu hamulcowego. Natomiast, jego zużycie da się wyczuć już podczas jazdy. To, co powinno nas zaalarmować to moment, gdy pedał hamulcowy zaczyna pulsować. Kolejnym symptomem, znacznie łatwiejszym do wychwycenia jest pisk dochodzący z okolicy kół. Nie musi on oznaczać usterki samych tarcz, niemniej powinien skłonić do przyjrzenia się im bliżej. Niepokoić nas winny także drgania kierownicy wyczuwalne podczas jazdy.
Co oczywiste, objawem będzie także zmiana długości drogi hamowania. Jeżeli czujemy, iż samochód traci prędkość nieco zbyt długo, jednym z winowajców może być właśnie układ hamulcowy.